Odtwarzanie przez Spotify Odtwarzanie przez YouTube
Przejdź do wideo YouTube

Ładowanie odtwarzacza...

Scrobblujesz ze Spotify?

Powiąż swoje konto Spotify ze swoim kontem Last.fm i scrobbluj wszystko czego słuchasz z aplikacji Spotify na każdym urządzeniu lub platformie.

Powiąż ze Spotify

Usuń

Nie chcesz oglądać reklam? Ulepsz teraz

Sonisphere Festival - Moich słów parę.

Śro 16 VI – Sonisphere Festival Bemowo
__________________
i cóż, że lipiec? Puszczamy relację razem z Teraz Rockiem ];> już po wszelkich emocjach.
Sad, but true.. ~ale to już było.

Godzina wyjścia Behemotha na scenę ruszyła nasze osobiste siedzenia w stronę Bemowa. Widać nie dane nam było zobaczyć panda-make up. Bardzo żałuję jedynie Anthraxu ( w końcu -1 do G4), ale akurat prowadziliśmy ciekawą konwersację ze 'stróżami prawa' pod Carrefourem, co uniemożliwiło przybycie na czas. Taa, powiedzmy, ze tylko to.
Ale w końcu;
Megaśmierć w pełnym słońcu. Zdążyłam. Zaaplikowana w tłum, wkrótce wylądowałam pod nim. Próba znieczulenia na początek zaliczona. Do rzeczy mówiąc zagrali prawie cały R.I.P. plus szlagiery typu "Symphony Of Destruction" czy "Peace Sells", co cieszy. Z resztą dyscyplina wchodzenia i schodzenia ze sceny była przestrzegana wzorowo przez kolejne zespoły, a Dave wykorzystał wykorzystał swój czas w pełni muzycznie, trashowo - technicznie, gdzie na brak gadki z publiką bezsensem było narzekać. Może jedynie na słabe nagłośnienie akurat podczas ich występu.
Wyczuwając rzeź w powietrzu, na pół godziny przed wejściem Slayera, wypadało poszukać dwóch przeznaczonych mi na ten dzień mężczyzn, którzy ponoć wpadli na ten sam koncert co ja. A więc, gdzie mogli być pozostawieni na dłuższą chwilę? Niewielkie, jak na taki fest, ogródki piwne, bądź co bądź mnie zszokowały. W szczytowym, a raczej kryzysowym momencie mogłeś wejść jeśli miałeś wymiennika, który akurat szczęśliwy zakupił laną wodę rozcieńczaną z wodą. Ach, przepraszam to był Carlsberg. Ale półgodzinna kolejeczka wzmaga smak, co było chyba na plus.
Drugim ciekawym zjawiskiem, tym razem kulturowym były eghm, bez pokazywania palcem, 'szczytowe' emocje co niektórych, jak na festynie. Ja wiem, że zachodzące słońce w chmielowym kolorze sprzyja drzemce ale cholera, nie na takim koncercie! Ale cóż, każdy na swój sposób sobie to i owo celebrował.
Szybki powrót w kurzawę i ostatnie chwile na brutalne zajęcie dobrej pozycji po lewej, mobilnej stronie świętego zgromadzenia. 'Slayer, kurwa!'. Wywołani wyszli, a ich "Anioł Śmierci" dziesiątkował nasz motłoch. Tą część można opisać dość naturalistycznie; ociekało się krwią labo potem, a znalezienie pojedynczych zębów nie było specjalnym zdziwieniem. Latające nad głowami podeszwy od glanów tym bardziej. W końcu chyba odpowiednia oprawa do "World Painted Blood", prawda?
Ponoć nikt nie chce po nich grać, bo 'nie biorą jeńców, a w ziemi zostawiają lej jak po bombie'. Był, a ze ścian śmierci powstało konkretne piekło. O dziwo nawet to nie posprzątało z pola boju co bardziej strepowanych i zalkoholizowanych.
Przerwa, totalny ścisk, a tlen dopiero metr nad głowami. W dwudziestominutowym oczekiwaniu na finał- Metallikę, działo się wszystko. Czuło sie nawet fizycznie, że te dziesiątki tysięcy przyszły właśnie na Nich. A że ludziom odwala, najczęściej gdy się nudzą.. Komuś nawet było mało okładania się po łbach na Slayerze - 'Ej, panowie, to nie impreza techno!'.
I jak to bywa z marzeniami, gdy ~to dzieje się już~ tak na prawdę dociera wszystko z opóźnieniem, przyjemna dezorientacja. Wchodzi Meta, szał dookoła świata! Niby zwykły koncert, lotnisko - pastwisko, tumany kurzu, a przed nami główni jeźdźcy wieczoru. Mega kontrast.
Komu na wstępie zabił dzwon? James póki co dedykuje na trasie "Sad But True" reszcie czwórki. Ha! Wymowne. Serię sztandarowych utworów rozpoczął "One", a zakończył "Enter Sandman". Plus oczywiście niby nieoczekiwane bisy, ku mej radości - "Seek & Destroy" kończący setlistę. Nawet 'fani' dzielący Metallikę na kilka zespołów: 'sprzed', 'po' lub 'pomiędzy' musieli się zamknąć, bo zespół (tak, nadal!) promuje "Death Magnetic", z której zaserwował szybkie kawałki, jedne z lepszych na tejże. A Czechom zazdroszczę jedynie "Motorbreath". Imponująca pirotechnika dla okrasy techniki i kunsztu muzycznego dodawała mocy całemu show. Słowem, dwie godziny dawkowania wszystkiego co najlepsze. Finalne przedarcie się przed barierki i pożegnanie z bliska:
James: ' Shut the fuck up ' ( uciszenie blayback'u)
Kirk: ' You Poland kick ass '
Robert: ' Zajebiście '
Lars: (widzimy się) - ' Verry fucking soon! '

Oby.

Patrząc dość długo na pustą już scenę, rejestrowałam to wszystko w pamięci, już bez wszechobecnego tłumu, jako osobiste wydarzenie. Szybko i pięknie spełnia się coś w jeden dzień, na co czkało się dwa lata. Ale spełnia ];>

Ps. Podziękowania dla Kierowcy ];)
Ps.2 Pozdrowienia dla wszystkich podróżujących Mpk-ami godzinę później .

Nie chcesz oglądać reklam? Ulepsz teraz

API Calls