Odtwarzanie przez Spotify Odtwarzanie przez YouTube
Przejdź do wideo YouTube

Ładowanie odtwarzacza...

Scrobblujesz ze Spotify?

Powiąż swoje konto Spotify ze swoim kontem Last.fm i scrobbluj wszystko czego słuchasz z aplikacji Spotify na każdym urządzeniu lub platformie.

Powiąż ze Spotify

Usuń

Nie chcesz oglądać reklam? Ulepsz teraz

[PL] NIN w Poznaniu - subiektywna i przydługa relacja

Mon 22 Jun – Festival Malta

Dla leniwych: Opis koncertu Aleca Empire - 3 akapit, NIN - 4 akapit :P
I tak nikt tego nie przeczyta.

Nie muszę mówić, czego dotyczy ten żurnal, nie? Już od dwóch miesięcy odliczałem dni do tego koncertu. W międzyczasie przeleciało mi nawet zakończenie roku szkolnego. Bilet nabyłem pierwszego dnia z rana, a po jego przybyciu schowałem go do sekretnej koperty w sekretnej szufladzie. Natomiast na dworzec PKP w Sopocie nie śpieszyłem się wogóle. Wiedziałem, że PKP nie zawiedzie - i nie zawiodło! 20 minut opóźnienia to dość, żeby zrobić sobie jeszcze spacer po peronie. Dziadek obstawiał 50 minut, ale tym razem nie trafił. W pociągu pusto - tak więc mój niecny plan wsiadania w Sopocie się powiódł. W Gdańsku Głównym spodziewałem się hordy oszalałych fanów. Trochę się tu przeliczyłem, ale i tak ludzi w koszulkach było sporo. I tu spostrzeżenie - obok koszulek NIN było też dużo Toola. Też zacny zespół, ale, panowie ( i panie), to nie ten koncert :P Łysy facet na korytarzu miał koszulkę z logiem i wielką białą głową Trenta. Też chcę taką :< Zauważyłem też The Downward Spiral, Fragility Tour, a nawet Further Down The Spiral. A ja tylko w marnym Year Zero… Aż mi się wstyd zrobiło.

Podczas dojazdu tramwajem na teren MTP widoki znane mi z koncertu Metalliki w zeszłym roku - tabuny ludzi ubranych na czarno ciągną w jednym kierunku ze wszystkich stron :D Wejście dodatkowo można było rozpoznać po dziesiątkach
pustych plastikowych butelek walających się po okolicy. Oczywiście, nie wpuszczali z nimi, jak zwykle zresztą, tak więc przed wejściem wszyscy wypijali co mieli i zostawiali :P Za to ogródek Żywca już na terenie zamkniętym - pełny XD Na początku nie próbowałem się nawet wciskać. Udałem się szybko w kierunku sceny. Scena jak scena. Była 19, więc plac świecił jeszcze pustkami. No i niemiła niespodzianka - kartka na płocie "Koszulki i gadżety w ogródku Żywca". Koszulki nie mogłem nie kupić, więc wróciłem się na sam początek terenu zamkniętego. Przepchałem się przez tłum ludzi. Wybór niespecjalnie oszałamiający - 4 wzory koszulek, czapeczki. Standard. Wybieram sobie jedną, z logiem trasy 'Wave Goodbye' i listą koncertów. "To po ile te koszulki?" "Stówa." "A ta druga?" "Też stówa." "A czapeczka?" "Stówa." "Koszulka stówa i czapeczka też stówa? To jest coś nie za stówę?" "Tak. Torba - dwie stówy." Dałem więc stówę zdziercom i odszedłem z koszulką, którą oczywiście wrzuciłem na siebie. Z powrotem przy scenie wyhaczyłem stanowisko dla bezalkoholowych - chipsy, paluszki, woda i cola. Czegóż więcej do życia trzeba! "Po ile cola?" "7 zł" "No! Przynajmniej nie po stówie!" "Ooo… Pierwszy optymista!" Oczywiście nakrętkę mi zabrali, bo "tam jakiś Niemiec będzie i żebyście w niego nie rzucali". Jakbym chciał, tobym i butem rzucił. Albo paczką chipsów. Ale Polak Polakiem, poradzi sobie. Dlatego wszędzie widać było spryciarzy z wniesionymi zakrętkami. Nic to. Siadam dość blisko sceny i czekam na Aleca Empire.

Gdzieś tak o 20:25 tłum zaczął się zagęszczać. Oczywiście, wylądowałem za paroma wysokimi gościami, co przy moim 1,65 m nie jest przyjemne, ale jakoś za bardzo mi tu nie zależało. Niemiec oczywiście spóźnił się (czyżby jechał pociągiem?). W końcu pojawił się, razem z jakąś dziewczyną, którą zasłaniały mi wzmacniacze. Alec darł mordę, dziewczyna coś tam za tymi wzmacniaczami tworzyła, ale większość hałasu i tak szła z synthów. A nie, była gitara. W pewnym momencie Alec chwycił za struny i zaczął hmm… grać? No nie wiem, czy to było granie. W sumie, ja też tak potrafię. Po prostu chwytał za JEDEN próg i machał kostką po wszystkich strunach naraz. Jeden dźwięk na całą piosenkę. Chyba jednak swobodniej czuł się bez tego zbędnego balastu, bo mógł wtedy machać nogami i statywem. Muszę się przyznać, że praktycznie w ogóle nie znam gościa. Słyszałem w życiu dwa jego kawałki - Addicted to You , zobaczony dzień przed koncertem na tytubie, i oczywiście No Remorse (I Wanna Die), nagrany jeszcze w czasach Atari Teenage Riot z nie kim innym, jak Slayerem. FUCKING SLAYAAAAAAAAAA! Przez ułamek sekundy marzyłem, że gościnnie pojawi się tu Kerry King, ale… cóż. W zasadzie, to wszystkie kawałki Empire'a przypominały mi siebie nawzajem. Potwornie głośne i napierdzielane. I tu pojawił się strach - przed koncertem obawiałem się sytuacji takiej jak na Metallice, gdzie supportu nie było słychać prawie wcale. A tu - dźwięk rozrywający głowę. Kiedy po wizycie w toitoiu usiadłem z boku na schodach i zatkałem uszy, poczułem się jak na normalnym koncercie. Wszystko było idealnie słychać. Po odetkaniu uszu - koszmar. Więc wracając - zacząłem się bać, że skoro Empire gra głośniej niż orkiestra młotów pneumatycznych, to NIN dostanie tyle mocy, że hałas zepsuje całą przyjemność. Na szczęście - myliłem się. Nie pamiętam wcześniej takiego koncertu, na którym support byłby głośniej niż główny zespół. Oprócz fonii, również widok Aleca nie zachwycił mnie zbytnio. Wyglądał trochę jak brzydka modelka z farbowanymi włosami. A dziewczyna - nadal za sprzętem. Trudno. I tak nie dla nich tu przyszedłem. Zjadłem paluszki, schlałem się colą, i zacząłem wyczekiwać na danie główne.

Przewidując, że ścisk pod sceną będzie straszliwy, zawczasu zająłem sobie miejsce. Stałem jako drugi za barierką, zaraz na prawo od sceny. Czyli idealnie, aby wszystko widzieć, ale nie władować się w najgorsze pogo. O moim wzroście już wspominałem. Tym razem, wielki łysy facet trafił się idealnie OBOK mnie. Tuż za nim ustawiła się biedna dziewczyna z parasolką, która zjawiła się w ostatniej chwili. Najpierw próbowała przekonać łysego całą swoją siłą perswazji "Przepraszam, panie duży, pan jest taki wielki, a ja taka malutka…", ale już po rozpoczęciu się koncertu postawiła na brutalną siłę przepychania. Głównie na mnie. Ale przestałem się tym przejmować, jak tylko usłyszeliśmy pierwsze dźwięki koncertu. Psychodeliczna gitara i, tak, to Robin! Oczywiście publika natychmiast oszalała. I tu pierwsze pytanie - jaki otwieracz? Spodziewałem się 1,000,000 , marzyłem o Somewhat Damaged, ale dostałem małą niespodziankę. Po chwili rozpoznałem, skąd znam ten psychodeliczny motyw na gitarę. Gdy do Robina dołączył Ilan na perkusji (którego oczywiście prawie nie widziałem zza głośników) było już jasne - to Home. Oczywiście, przy refrenach natychmiast słychać było śpiew tłumu, lecz to nic przy tym co przyszło później. Natychmiast rozpoznaliśmy elektroniczne intro - to jeden z najsłynniejszych standardów, Terrible Lie. I tu już nie było wyjątków, każdy dookoła darł się ile mógł "HEY GOD!". Ten kawałek nigdy się nie zestarzał, przynajmniej nie w wersji live, gdzie nie ma w nim tylu naleciałości z lat 80. Zaraz po nim rytmiczne Discipline z ostatniej płyty. The Slip może nie jest wielce popularne wśród fanów, ale i tak darło się mordę. W końcu Trent i reszta dawali z siebie wszystko. Chwila zwolnienia została nam wynagrodzona, i to nie byle czym, bo pierwszym z koncertowych rozpierdalaczy - March of the Pigs ! Tutaj rozpocząłem już headbanging na całego. Co ciekawe, mało kto wokół machał głową. Machali rękami, skakali, ale headbangerów było niewielu. Może dlatego, że brakowało włosów. Na koniec March tradycyjny rozpierdziel, którego tak
brakuje wersji albumowej. Następnie - niespodzianka. Mało kto spodziewał się Metal Gary'ego Numana, które NIN coverowali już na Things Falling Apart. Całkiem fajnie, ale już kolejny kawałek był jednym z tych, na które tak czekałem przez te wszystkie tygodnie - Reptile. Wszyscy go znają - wolny i potwornie ciężki. W sam raz do machania głową, ale i tu nie zabrakło wspólnego śpiewania refrenu. Jeszcze jedno spostrzeżenie - linijkę, w której pojawia się tytuł (tutaj: "She has a blood of reptile") zawsze śpiewa najwięcej ludzi. Więcej nawet niż refren. Zaraz potem słyszymy znajome niepokojące intro na pianinie. Zajęło mi potwornie długie trzy sekundy skojarzenie go. The Becoming. Widziałem już na tytubie, jak grali to na tej trasie. Ach. Dopiero siódmy kawałek i już trzeci z The Downward Spiral. A to przecież bezwzględnie ich najfajnieszy album. Zapewne spotkaliście wielu fanów wolących The Fragile, ale - powiem wam w sekrecie - nie znają się! :P Zaraz potem Trent zapowiada piosenkę napisaną z "our hero - David Bowie!". A więc I'm Afraid of Americans. Słyszałem to wcześniej może ze dwa razy. Fajne, ale jednak wolę zwykłe kawałki NIN. Potem Burn - świetny kawałek na koncerty. Przy szybkiej części z "I'm gonna burn this whole world down!" zaczęło się wielkie skakanie dookoła. I nie skończyło się po tym kawałku. Kolejny tradycyjny rozpierdalacz - Gave Up i nawet wielki łysy facet zaczął ruszać głową. Wiedziałem, że ból szyi będę czuć jeszcze przez dwa dni co najmniej (i czuję!) ale nic mnie to nie obchodziło. Po kawałku widzimy, jak Trent zaczyna tworzyć coś na pianinie. Zastanawiam się, w co się to przerodzi. Obstawiam The Frail, ale nie! Justin wyciąga kontrabas i zaczynają grać La Mer! Idealny kawałek na odprężenie po machaniu łbem. Panny mówiącej po francusku nie było, ale trudno. Zaraz potem kolejna piękna piosnka - The Fragile. To też wszyscy znają. W odpowiednim momencie wydarłem się w stronę Robina "SOLOOOO!" i nie zawiódł. Potem kolejny cover, tym razem protegowanego Reznora - Saula Williamsa. Nie znałem tego kawałka, potem sprawdziłem że to Banged and Blown Through. Całkiem niezłe było. Chyba trzeba będzie pójść za radą Reznora i posłuchać tego Niggyego Tardusta. Potem zapowiedź "relatively new song". Rzeczywiście relatively, bo to Non-Entity, które grają już od ładnych paru lat, a to, że wreszcie je nagrali na użytek NINJA Tour Sampler nie ma nic do rzeczy. Tak czy siak - kawałek dobry, pasujący do wolniejszej części koncertu. Tymczasem JMJ znów chwycił za kontrabas, Ilan podszedł do klawiszy, i… zagrali Gone, Still! Co jak co, ale kawałków ze Still się nie spodziewałem. Oczywiście, że gdyby tak zagrali And All That Could Have Been czy Leaving Hope, to już w ogóle byłby orgazm, ale to też może być. Tymczasem wolna część koncertu skończyła się definitywnie. Był tylko jeden kawałek, bez którego w ŻADEN sposób nie mogłem wyobrazić sobie tracklisty - Wish. Najpotężniejszy ze wszystkich wypierdalaczy, a przynajmniej tak myślałem jeszcze przez chwilę. Przy refrenie czy "Fist Fuck" zdzierałem gardło jak tylko mogłem. Machając przy tym łbem oczywiście. Potem moment na odsapnięcie - The Way Out Is Through. DO tej pory traktowałem ten kawałek jako wstęp do drugiej części The Fragile, ale na żywo NIN pokazali potencjał w nim drzemiący. Aż tu nagle… ŁUP! ŁUP! ŁUP! ŁUP, ŁUP, ŁUP, ŁUP… itd. Tego w ogóle się nie spodziewałem - Mr. Self Destruct! Nigdy nie słyszałem nagrania na żywo tej piosenki, więc nie byłem pewien, jak wypadnie. A jak wypadła? Lepiej niż Wish! To jest właśnie najpotężniejszy rozpierdalacz koncertowy. Machania głową przy refrenie, a zwłaszcza do motywu po słowach "Mr Self Destruct!" (wiecie, o co chodzi) nie da się z niczym porównać. Potem zestaw "komercyjny" - Survivalism i The Hand That Feeds. Wiadomo, że i bardziej "radiowych" fanów trzeba zachęcić. Pierwszy z kawałków lubię, drugi mniej (wolałbym Only), ale poskakać do rytmu zawsze można. W międzyczasie Rob Sheridan ponakręcał wideo, pewnie na youtuba. Będzie miał jakąś inną pamiątkę poza zdjęciami skrzynek elektrycznych. Trent natomiast pochwalił publiczność "so far, the best on the tour". Ciągle to słyszę, i zastanawiam się, czy to rzeczywiście polska publiczność jest taka dobra, czy zespoły przymilają się do wszystkich? Pewnie po trochę obu, bo n.p. tacy Niemcy są rozpieszczani koncertami, a my możemy oglądać ulubione zespoły co kilka lat. Albo co dwadzieścia. Kolejnym utworem było legendarne Head Like a Hole z pierwszej płyty. I tu trochę żal się pojawił, jako że HLAH na ogół idzie na koniec playlisty. Tak też się zapowiadało po jego zakończeniu. Kto mógł, krzyczał "NINE INCH NAILS! NINE INCH NAILS!" aż nie wrócili! Tak jest, będą bisy! Choć małe rozczrowanie - Echoplex to na pewno nie to, czego bym się spodziewał (a o 4 songach na bis jeszcze nie marzyłem). W dodatku coś zepsuli z bitem i musieli zaczynać jeszcze raz, wywołując ogólną wesołość. Po Echoplex Trent przedstawił cały zespół - przez niektórych nazywany najsłabszym składem koncertowym NIN, choć po tym koncercie krytycy powinni trochę ucichnąć. Ale patrzę - i co widzę? Trentowi ustawiają jeszcze jakieś instrumenty! Będą grać jeszcze! Na tym etapie koncertu przestaje się w sumie zastanawiać, CO zagrają, a tylko prosi o to, żeby nie kończyli. The Good Soldier to kolejny raczej świeży kawałek. Wcześniej liczyłem bardziej na Erasera albo coś w tym rodzaju. Ale to nadal nie koniec - po kolejnej fali okrzyków "NINE INCH NAILS!" dostaliśmy The Day The World Went Away. To jeden z tych kawałków, które średnio podobają mi się na albumie, za to wymiatają na żywo. I tak było też tutaj. Wspólnie śpiewane "Na Na Naaaaah" też było niesamowite. No i znowu - okrzyki, długie brawa, itp. Ale tym razem Trent uciszył je w jednej chwili. Po prostu zaczął grać Hurt na keyboardzie. Przed koncertem zastanawiałem się, czy skończą Hurtem czy Head Like a Hole. Można powiedzieć, że zrobili jedno i drugie. Co ciekawe, pierwszy refren zagrali wolniej, i klaskająca publiczność trochę się pogubiła XD. Przy drugim nie było już problemów. A słynne trzy ostatnie, potężne dźwięki zabrzmiały tak, jak powinny. Idealne zakończenie koncertu.

Podsumowując - konert był OOOOHH AAAAHH i w ogóle ŁOOOO. Wiadomo, że tracklista nikogo do końca nie zadowoli, ale była naprawdę dobra. I przede wszystkim - długa na dwie godziny. Ale najważniejsze, że wszyscy dali z siebie wszystko - zespół
i publiczność. Aż Trent stwierdził "Why did we wait so fucking long to come here?"

Tracklista:

http://www.setlist.fm/widgets/setlist-image-v1?id=43d67b4f
Edit this setlist | More Nine Inch Nails setlists

Nine Inch Nails Alec Empire Trent Reznor Erredupizer Twój Stary Nine Inch Nails na Malta Festival w Poznaniu

Nie chcesz oglądać reklam? Ulepsz teraz

API Calls