Odtwarzanie przez Spotify Odtwarzanie przez YouTube
Przejdź do wideo YouTube

Ładowanie odtwarzacza...

Scrobblujesz ze Spotify?

Powiąż swoje konto Spotify ze swoim kontem Last.fm i scrobbluj wszystko czego słuchasz z aplikacji Spotify na każdym urządzeniu lub platformie.

Powiąż ze Spotify

Usuń

Nie chcesz oglądać reklam? Ulepsz teraz

Data

Poniedziałek 5 Listopad 2001

Lokalizacja

Klub 38
ul. Budryka 4, Kraków, 30- 072, Poland

Pokaż na mapie

Kup bilety

Opis

5 listopada w krakowskim Klubie 38 odbył się koncert Machine Head. Było to drugie show na trasie promującej nową płytę zespołu - "Supercharger". Pierwsze miało miejsce dzień wcześniej w Warszawie.
O 16 muzycy podpisywali płyty i plakaty w krakowskim empiku, występ natomiast miał zacząć się o godzinie 19.30.
Nie wiem czy rozpoczął się o ustalonej porze gdyż dotarłem z przyjaciółmi na miejsce spóźniony ponad 20 minut. Gdy weszliśmy do środka klubu supportujący Machine Head bydgoski zespół None już grał. Ich nowoczesny metal przynoszący na myśl dokonania Soulfly i Neurosis przypadł do gustu zarówno nam jak i całej publiczności. None skończyło swój set ok. 20.20 i nastała tradycyjna przerwa na przygotowanie sprzętu gwiazdy wieczoru, podczas której oczekiwanie umilał nam puszczony z głośników "Lateralus" Tool. Dopiero teraz zauważyłem, że sala świeci pustkami. Pomieszczenie było wypełnione zaledwie w połowie (mniej więcej 400 osób). Sądziłem, że nazwa 'Machine Head' przyciągnie nieco więcej fanów. Czasu na zastanawianie się jednak już nie było, bowiem do naszych uszu dobiegły dźwięki tematu muzycznego z filmu Omen. Światła zgasły i na scenie dało się zauważyć 4 sylwetki. To oni. Rob Flynn (śpiew/gitara) w środku, z lewej Ahrue Luster (gitara), po prawej Adam Duce (bas) i siedzący za nimi na podwyższeniu Dave McClain (perkusja). Flynn przywitał się z polską publicznością naszym, rodzimym "dzień dobry" równocześnie mierząc okiem salę. I zaczęli. Na pierwszy ogień "Bulldozer" z ostatniej płyty. Tłumu nie trzeba było namawiać do zabawy. Ludzie do samego końca bawili się bardzo dobrze i Rob & co. nie mogli narzekać na zachowanie publiki. Następnie usłyszeliśmy "The Blood, The Sweat, The Tears" z "Burning Red" i żywiołowo przyjęte "Ten Tone Hammer" i "Old" z dwóch pierwszych albumów. Flynn często nawiązywał rozmowy z fanami. Raz za razem powtarzał "dziękuja bardzo" i "na zdrawia". Tego drugiego zwrotu używał w stosunku do publiczności, równocześnie wznosząc toast wódką z colą, pijąc łyk i wyrzucając resztę w kierunku widowni.
Nie pamiętam dokładnie kolejności utworów, ale tego dnia dane nam było usłyszeć jeszcze pochodzące z "Supercharger" "White-Knuckle Blackout!" na którym Luster używał wiertarki! Singlowy "Crashing Around You", "Kick You When You're Down" i "American High" przerwany w połowie zaimprowizowaną melodią hitu Gorillaz "Clint Eastwood". Z "Burning Red" były to "Nothing Left", "Silver" i bardzo gorąco przyjęty "From This Day". Dwie pierwsze płyty natomiast były reprezentowane przez "I'm Your God Now" i "Take My Scars". W sumie 45 minut grania. Po tym czasie Rob rzucił krótkie "good night" i grupa znikła przy zgaszonych reflektorach za kulisami.
Na bis musieliśmy czekać prawie 5 minut przez cały czas skandując nazwę zespołu i tytuł największego "przeboju" Machine Head "Davidian". Wreszcie wrócili. Flynn podziękował za poparcie i pierwszy utwór na bis ("Deafening Silence") zadedykował wszystkim, którzy ucierpieli w wyniku zamachu na World Trade Center. Wtedy dodatkowego znaczenia nabrały amerykańskie symbole (koszulka FDNY noszona przez McClaina czy flaga na gitarze Lustera). Wszyscy posiadacze zapalniczek zostali poproszeni przez wokalistę o ich zaświecenie. Widok ten w połączeniu z najspokojniejszą tego wieczoru piosenką stworzył niezwykły klimat. Zanim wszyscy zdążyli usnąć Flynn wypowiedział do mikrofonu "Let freedom ring with a shotgun blast!". To mogło oznaczać tylko jedno. "Davidian"! Utwór, na który czekali wszyscy. To była kulminacja tego koncertu. Praktycznie cały Klub 38 poderwał się do dzikiego moshu. Siłę tej kompozycji spotęgowała jeszcze miażdżąca, przedłużona końcówka. Show zwieńczył tytułowy kawałek z "Supercharger". Na pożegnanie Rob gorąco podziękował polskim fanom i obiecał, że nie trzeba będzie czekać następnych siedmiu lat na występ Machine Head w Polsce. Ahrue i Adam wrzucili w tłum swoje "piórka" a Dave pałeczki i grupa zeszła ze sceny. Światła zapaliły się a z głośników znów zaczęły sączyć się dźwięki "Lateralusa".
Był to udany koncert. Trochę za krótki (1.10h), ale to już taka dziś moda, aby grać krótkie sety. Szkoda, bo chciałoby się, żeby lista utworów była trochę dłuższa. Zgodnie z przewidywaniami zapełniły ją kompozycje z dwóch ostatnich płyt. Szczerze mówiąc nie ucieszyło mnie to za nadto, gdyż "Burning Red" i "Supercharger" podobają mi się średnio. Zabrakło przede wszystkim większej reprezentacji piosenek z "Burn My Eyes" i "The More Things Change…". Co prawda od dat ich wydania minęło już sporo czasu, a i skład nie jest też taki sam i nowi muzycy wolą pewnie grać utwory, do których powstania sami się przyczynili. Ale…
Nagłośnienie było niezłe, choć co jakiś czas przez potężne brzmienie przebijały się zgrzyty i niezamierzone przestery.
Flynn lubi gadać, przez co udało mu się nawiązać dobry kontakt z publicznością. Jednakże ta nie zawsze wiedziała, o co mu chodziło i praktycznie na wszystkie pytania frontmana miała tylko jedną odpowiedź "Yeah!". Owacje wywoływały przede wszystkim polskie słowa wypowiadane przez Amerykanina.
Ostatnią rzeczą, do której można się przyczepić jest skromna liczba osób, które przyszły zobaczyć ten koncert (400 ludzi na nikim nie robi wrażenia). Wynika z tego, że Machine Head jest dziś w stanie przyciągnąć w naszym kraju trochę ponad 1000 (400 w Krakowie, połowa Stodoły w Warszawie) fanów. Przy większej ilości widzów koncert ten byłby bardziej efektowny. No cóż, nie bójmy się tego powiedzieć, gwiazda formacji czwórki facetów z Oakland świeci znacznie słabiej niż choćby przed dwoma latami.
Mimo pewnych niedociągnięć Machine Head wydawało się zadowolone z show. Sprawiła to chyba przede wszystkim polska publika, która spisała się na piątkę. Reagowali żywiołowo na to, co mówił Flynn i na każdy zagrany utwór, choć dało się zauważyć, że nowe piosenki przyjmowane są z pewnym dystansem.
Plus należy się także zespołowi nie tylko za koncert, ale i za zachowanie w empiku, gdzie do ostatniego fana podpisywał gadżety, nawiązywał z nimi pogawędki i chętnie pozował do zdjęć.
Czekam na kolejną wizytę "Maszynowej Głowy" w Polsce, równocześnie mając nadzieję, że nie zajmie jej to znowu siedmiu lat.

Przemek "Antipop" Nowakowski

Występuje (2)

Nie chcesz oglądać reklam? Ulepsz teraz

3 wybrały się

Shoutbox

Javascript jest wymagany do wyświetlania wiadomości na tej stronie. Przejdź prosto do strony wiadomości

Nie chcesz oglądać reklam? Ulepsz teraz

API Calls